poniedziałek, 12 marca 2012

What size you wear ?

Zawsze wydawało mi się, że znam swój rozmiar. No właśnie - wydawało się. Po ostatniej mojej wizycie w kilku sklepach zaczynam mieć wątpliwości... W jednej znanej sieciówce przymierzałam plisowaną długą spódnicę rozmiar XS - okazała się za duża (nie schudłam więc o co chodzi). W drugiej spódnicę o podobnym fasonie w rozmiarze 36 i ta tylko delikatnie odstaje. Na metkach rozmiar podany jako europejski, ale śmiem wątpić i zastanawiam się wg jakiego klucza przypisywana jest rozmiarówka do danego ubrania.


Już się przyzwyczaiłam, że w sklepach mamy wyszczuplające lustra, które mają zachęcać do zakupu poprzez sprawienie wrażenia, że wyglądamy szczuplej = ładniej ;-) Ale dlaczego jest taki bałagan w rozmiarach ? Może powinien powstać europejski, ale taki,  gdzie rozmiar w cm będzie identyczny w każdej podającej go marce. Polskie firmy również stosują różne tricki. Znana polska marka najmniejszy swój rozmiar 34 ma wymiarowo podobny do standardowej 36-ki... Klientki z pewnością są zadowolone - wciskając się zamiast standardowego 40 w 38. A to wszystko jest takie złudne, bo przecież nie zeszczuplały - chyba, że w świadomości firmy której modele zakupują.
Rozumiem też, że tunika o fasonie nietoperza w rozmiarze S będzie szersza, ale jeśli taki model pasuje na osobę noszącą rozmiar XL i jest jeszcze luźny to uważam przypisanie "small" za lekką przesadę.

Ten brak pewnej standaryzacji może trochę utrudniać zakupy internetowe. Dana rzecz może okazać się za duża lub za mała. Oczywiście są zwroty, ale ta cała procedura wiąże się z dodatkowym czasem i kosztami, których przecież chcieliśmy uniknąć decydując się na taką formę.
W przypadku butów raczej nie ma tego problemu - 38 to 38 a 36 to 36 wg europejskich wyznaczników. Oczywiście tutaj też jest rozmiar IT, FR czy US, ale w tabelach zawsze mam EU.

Nie wiem czy znowu się czepiam, czy kolejny raz źle trafiłam ? W dobie tak dużego konsumpcjonizmu martwi mnie chaos, który sprawia, że zakupy nie są już tak przyjemne jakie być powinny....


Zdjęcia: net

2 komentarze:

  1. W sklepach da się to "przeboleć", bo można sięgnąc po inny rozmiar - problem zaczyna się przy ubraniach z internetu... Chociaż mnie też męczy, że muszę mierzyć trzy rozmiary - mój, o jeden większy i o jeden mniejszy...Uff! Przydałaby się większa jednorodność. Kiedyś wiedziałam, że np. w danym sklepie noszę S, w innym M, teraz niestety nawet w obrębie jednego sklepu czy sieci...nie mam pojęcia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kelly - masz rację, chociaż ja od razu biorę dwa rozmiary z danego modelu, żeby uniknąć ciągłego wchodzenia i wychodzenia z przebieralni. Jeśli chodzi o internet - to ostatnio udaje mi się częściej trafić bez konieczności zwrotu ;-)

    OdpowiedzUsuń