czwartek, 19 lipca 2012

Piotr Drzał and his fashion on board

Piotr Drzał to młody, utalentowany projektant, który z każdą nową kolekcją potwierdza, że wszystkie dotychczas otrzymane nagrody i wyróżnienia należą się zasłużenie i zagości na modowej scenie dłużej niż jeden czy dwa sezony. Mało celebrycki (nie widuję jego na fotkach plotkarskich gazet brylującego z imprezy na imprezę ), raczej skromny i nastawiony na ciężką pracę i rozwijanie krawieckiej pasji. Ortalionowe trencze i kurtki, plastikowe płaszcze, nie krępujące ruchów materiały - to ostatnie z propozycji, którymi uraczył projektant swoich obecnych i nowych klientów. Jest kilka modeli cieszących me oko, kilka z kolei to nie moja bajka. Ale nie spotkałam jeszcze kolekcji jakiejkolwiek marki, która odpowiadałaby mi stylem, estetyką czy wykorzystanymi materiałami w 100%.
Piotr Drzał jest dobrym rzemieślnikiem - to widać i czuć (przyglądając się z bliska skrojonym modelom).

Muszę się przyznać i pochwalić - miałam ostatnio okazję lecieć z Piotrem. Fakt - nie z nim osobiście, ale liniami lotniczymi OLT Express z którymi nawiązał współpracę tworząc uniformy dla stewardes i pozostałej załogi samolotów.



To co się rzuca na pierwszy rzut oka to elegancja i prostota lat 60-tych, które były główną inspiracją autora. Głęboki granat, wyrazista czerwień i biel - to trzy kolory wykorzystane w podniebnej kolekcji Piotra. Swoją pracę rozpoczął nie od rysowania czy wycinania, ale od rozmowy z pracownikami, by poznać charakter  i oczekiwania przyszłych użytkowników uszytych modeli. Kobiece uniformy charakteryzują się krojem podkreślającym zgrabne sylwetki stewardess oraz uroczym toczkiem/beretem  umieszczonym ukośnie na głowie. Do tego nienaganna, biała koszula, apaszka i srebrne guziki z logo firmy, czerwony pasek plus czarne pończoszki. Natomiast męski wygląd opiera się na idealnie skrojonym garniturze ożywionym czerwonym krawatem.

Nie tylko zewnętrzne detale dla całej linii są istotne - jak mówi sam projektant idealne dopełnienie stanowi wykończenie od środka - wypustki, oznakowanie czy charakterystyczna "ręczna stębnówka".

Klasa, szyk i umiarkowanie - trzy słowa wystarczą, by opisać w skrócie efekt finalny kolaboracji projektanta z niestandardowym klientem jakim są linie lotnicze.
Gratuluję i życzę wielu kolejnych, tak spektakularnych i oryginalnych zleceń.



Zdjęcia: materiały prasowe




4 komentarze:

  1. Super! Nie wiedziałam, że to stroje jego autorstwa. Wyglądają naprawdę nieźle - proste, klasyczne. Myślę, że sama wpadam w pewną pułapkę i jeśli widzę profesjonalnie ubraną obsługę, czuję się spokojniejsza ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się dałam "złapać", ale takie pułapki należą do tych przyjemniejszych etapów latania ;-)) Strój plus miła i uśmiechnięta obsługa i symboliczny poczęstunek = miła podróż :-)

      Usuń
  2. Znów prostota i klasa, czyli to o czym rozmiawiałyśmy u kelly :) Fajnie, że wyszły spod ręki Polaka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy fakt, że dano szansę młodemu i zdolnemu projektantowi. Szkoda tylko, że tak niewiele się o tym mówi.

      Usuń